Zacznijmy od anegdoty. Pewien dobry poeta, rzadko oddający w ręce publiczności kolejne tomy swoich wierszy, po przeczytaniu „Pasterzy dolin” Elżbiety Juszczak powiedział coś takiego: „Gdybym był jurorem w poważnym ogólnopolskim konkursie na zbiór wierszy, gdybym był w kapitule najważniejszej polskiej nagrody literackiej i miał do wyboru przyznać ową nagrodę za taką książkę, jak ta moja lub za książkę Elżbiety Juszczak, to na pewno oddałbym głos na książkę „Pasterze dolin”. Ręka by mi nie zadrżała”. Tyle praktykujący poeta. A teraz praktykujący czytelnik. Zacznijmy od przypomnienia… Na stronie informacjeKoszalin.pl czytamy: Elżbieta Juszczak – urodzona w Kołobrzegu. Absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Debiutowała tomikiem wierszy „Ona grzeszna” (1982). Kolejne zbiory wierszy to „Pukanie”, „Iskry” (1985), „Świecąca ciemność” (1992), „Alergie” (1998). Za zbiór „Pukanie” otrzymała Nagrodę Artystyczną Młodych im. Stanisława Wyspiańskiego w 1998 roku. Wiersze składające się na najnowszy tomik „Pasterze dolin” podzielone są na dwa cykle – tytułowy oraz „Wiejski ogród rozkoszy”. Łączy je przede wszystkim klasyczna poetyka – pełen, daleki od skrótów myślowych język oraz rzekoma bukoliczność, zasygnalizowana w tytule zbioru. W rzeczywistości prezentują pełen niepokoju i zagrożenia duchowy stan mieszkańców Europy. Tu i teraz na Zachodzie i Wschodzie skonfrontowane jest z wydarzeniami historycznymi kontynentu – od średniowiecza, przez wojnę trzydziestoletnią, życie codzienne aż po dzień dzisiejszy ludzi i zwierząt.
Do tej lakonicznej informacji warto jeszcze dodać, że Poetka w okresie, gdy nie ogłaszała nowych zbiorów poetyckich, zajęta była karierą akademicką – zdobywaniem stopni naukowych i zajęciami dydaktycznymi. Co ciekawe, już dwadzieścia lat temu ukazał się jej alarmistyczny album – „Książka o wodzie” – który zawiera mnóstwo podstawowych informacji związanych z niedoborem wody w Polsce i na świecie.
Swój nowy tomik poetycki „Pasterze dolin” Autorka wzbogaciła o mini esej, będący – jak sądzę – wykładnią jej poglądów na aktywność literacką, w tym wypadku poetycką i wydawniczą, do której wróciła po niemal ćwierćwieczu, wychodząc z cienia najlepiej, jak tylko można było. A pamiętajmy, że takie powroty bywają trudne, nieudane, a nawet niepotrzebne, bo nie wnoszą niczego nowego i wartościowego do wcześniejszego dorobku. W tym wypadku jest to powrót ze wszech miar słuszny, interesujący, bo teksty zamieszczone w tomie „Pasterze dolin”, choć powstawały przez wszystkie lata „milczenia” poetki, nie są zbiorem przypadkowych wierszyków, skrobanych w zaciszu domowym bez ładu i składu, często w akcie desperacji i w porywie złudnej nadziei na spektakularny come back. Dlatego też proponuję zapoznać się z odautorską, mądrą, na poły filozoficzną wypowiedzią Elżbiety Juszczak. Oto ona:
Po co komu poezja? Pytanie może wydać się zasadne, skoro stawiali je sami poeci i ogłaszali jej śmierć. W dzisiejszej dobie, i to szczególnie w naszym kraju, gdzie królują seriale, proza reporterska i literatura komercyjna, pytanie to przychodzi na myśl niejednemu poecie. Poezja może jeszcze bronić się w piosence, w rapie, w przekazie muzycznym każdego rodzaju. Stara, poczciwa poezjo rodem z melorecytacji ślepego Homera – na co ty komu? A jednak – nie wygonimy z naszego ludzkiego gospodarstwa sztuki, bo sztuka słowa wpisana jest w ludzkie potrzeby. Niemniej, jakże trudno przebić się z poezją poprzez wszystkie formy przekazu dziennikarskiego, reklamowego, a co najgorsze – propagandy. Ale to ty, poezjo, zaopatrzona w swoje „skrzydlate słowa” w różnej stylistycznej odmianie docierasz w końcu, pokonując bastiony przekazu codziennego krzyku, jazgotu, sensacji. A czasami, w momentach przełomów, ludziom przychodzą na myśl wersy poety przyswojone być może w szkole lub domowym zaciszu. Jeszcze inna, odmienna relacja zachodzi między poezją a prozą. Proza podobno jest „łatwiejsza” w odbiorze, w każdym razie w ogólnym odczuciu, bardziej „zrozumiała”. Autor na dwustu, a czasami pięciuset stronach daje nam wykład swojej filozofii i wątpliwości. Głód fabuły gna nas przez wszystkie strony. Ja jednak mam satysfakcję, a może to chodzi o lenistwo, jeśli w kilku poetyckich wersach odnajdę ideę zawartą w pracowitej narracji prozaika. Po Tadeuszu Różewiczu, tym naszym wielkim protagoniście i rewolucjoniście, można by już nie pisać poezji, ponieważ on powiedział wszystko. Ale ludzie nie chcą żyć w cieniu śmierci i odczuwać Nicości. Piszą. W tym tomiku, który prezentuję, bliżej mi do afirmacji. Bliżej mi do Walta Whitmana, a nawet nadziei Osipa Mandelsztama. Proponuję ocalenie. Ludzie chcą płakać, ale też chcą się śmiać, śmiać, odczuwać radość. Również niech mi wolno uwolnić język w jego klasycznej formie. Niech mi wolno podziwiać Seamusa Heaneygo i Johna Keatsa w Barańczakowskiej odsłonie. Wszyscy poeci kochają język i nie można im tego zabronić. Stylistyka, konwencje, maski, których używają poetki i poeci, są ich przywilejem. Na tym to wszystko polega. Korzystamy ze współczesności, ale i nawarstwionej kultury, która jest naszym wspólnym dobrem.
Wszystkie te zacytowane powyżej konstatacje i refleksje nie miałyby (poza potencjałem intelektualnym) wielkiej wartości, gdy nie przekładały się na wysoką jakość pomieszczonych w książce tekstów, pięknie (chodzi o ‘piękno’ w rozumienia Umberta Eco) prowadzących czytelnika po ścieżkach natury, kultury, ale i jednostkowego losu człowieka. Lektura „Pasterzy dolin” podziałała na mnie ozdrowieńczo, zwłaszcza że miałem za sobą kilka wcześniejszych, nieudanych niestety, kontaktów z książkami poetyckimi, a i prozatorskimi, w których brak talentu i brak warsztatu walczył o „sukces” przy użyciu takich środków jak mizdrzenie się, bełkocik filozoficzny, epatowanie postmodernistyczną oryginalnością (cokolwiek miałoby to znaczyć), neofickie (czyli koniunkturalne) posypywanie się popiołem uświęconych wartości. Wór pokutny tych wszystkich zabiegów, a także egzaltacja w obliczu płynnej ponowoczesności bywa tylko formą-wydmuszką – po jej rozbiciu zostaje pustka ontologiczna i ziemia jałowa poetyckiego niespełnienia. Czytając dwukrotnie „Pasterzy dolin” odnosiłem nieodparte wrażenie, że oto w ciemnym lesie literackich nieszczęść, w gąszczu panoszącej się bylejakości trafiam na wypływające spod omszałego kamienia źródło czystej, chłodnej wody. Wody, która niesie w sobie energię głębi, moc światła oraz kwintesencję krynicy mądrości, a i nadzieję lepszego życia.
Trudno w tym miejscu poddawać szczegółowej analizie wiersze z nowej książki Elżbiety Juszczak – zasługujące na osobny szkic – te wiersze trzeba po prostu czytać, a potem warto o nich rozmawiać… najlepiej podczas udanych spotkań autorskich. Na koniec proponuję jej wiersz „Pastereczka” z nowej książki: Pastereczka jest młoda w zielonej sukience, / nachyla się do źródła i zanosi śmiechem. // Ten śmiech bierze lato, powietrze i łąka, / ten śmiech po dolinach i gajach się błąka. // Pod domem upada, a Bóg na to zerka, / podaruje Pasterce ze stawu lusterka. // Niech Bóg nie daruje Pasterce lusterek. / Po latach Pasterka przejrzy się w udręce. // A życie z gałązki zielonej sośniny / przemieni się w piłę codziennej godziny. // Na pieńku w noc każdą będą ją piłować, / zapomni o lecie i tym, co całował.
Krzysztof Szymoniak
Elżbieta Juszczak, Pasterze dolin, Wydawnictwo Polimer, Koszalin 2022.
Krzysztof Szymoniak (ur. 1953 w Kępnie) – poeta i krytyk literacki, pierwszy redaktor naczelny „Nowego Nurtu”, wykładowca akademicki, dziennikarz oraz medioznawca.
Recogito, rok XXIII, wrzesień 2022