Z Polski przez Francję do Japonii

Wieża Eiffla (Paryż, 1984). Fot. Stanisław Fredro-Boniecki © Recogito

Urodziłem się we Francji w rodzinie Polaków. Ten fakt bardzo zaciążył na moim losie. Miałem bowiem możność czerpania ze skarbów kultury dwóch narodów. Lecz przede wszystkim fakt ten pozwolił mi wchłonąć to, co stanie się podstawą mej zaangażowanej solidarności ze wszystkimi uciemiężonymi. Odziedziczyłem po moich rodzicach pasję narodu, który prawie przez dwa wieki nie ustawał w walce o własną niepodległość Moimi nauczycielami w polskim gimnazjum w Chevilly, gdzie uczyłem się przez cztery lata, byli księża, którzy przeszli Oświęcim, Dachau, Buchenwald i inne obozy koncentracyjne w czasie koszmarnej drugiej wojny światowej. Patriotyczne pieśni polskie, które ożywiały nasze rekreacje w gimnazjum, wyzwalały we mnie gniew i oburzenie przeciw wszelkiemu niesprawiedliwemu uciskowi. Uważałem, że każdy naród powinien swobodnie stanowić o sobie. Nie mogłem znieść żadnej formy przemocy, która przeciwstawiałaby się temu prawu. Wspomnienia moich rodziców z czasu wojny i cierpienia doznane przez moich nauczycieli w obozach koncentracyjnych wyrobiły we mnie przekonanie, że zbrodnia wojny nie powinna nigdy mieć miejsca. Pragnąłem poświęcić me życie walce o pokój na całym świecie i przeciwko wszelkim dyskryminacjom rasowym.

Będąc synem emigranta, dzieliłem wraz z innymi obcokrajowcami przybyłymi do Francji los ciężkiej, brudnej i niebezpiecznej pracy, której Francuzi nie chcieli wykonywać, a która była jedyną możliwością utrzymania naszych rodzin. W domu stale mówiliśmy po polsku, tym niemniej w szkole francuskiej zawsze byłem zaliczany do najlepszych uczniów. Koledzy często robili mi przykre wymówki z racji mego pochodzenia: „Brudasie, Polaku. Co tu robisz u nas? Wracaj do swego kraju i nie zjadaj naszego chleba we Francji” (w okresie wojny chleb był racjonowany). To sprawiało, że chciałem raz na zawsze zapomnieć o moim polskim pochodzeniu. Dlatego wcale nie miałem ochoty kontynuować nauki w polskim kolegium. W końcu starszy brat zdołał mnie namówić. Po czterech latach, gdy opuszczałem szkołę, nie bardzo wiedziałem, kim jestem: Francuzem czy Polakiem. Mając dwadzieścia lat zdobyłem się na odwagę, by sobie powiedzieć: jestem jednym i drugim. Nie było to jednak łatwe. W seminarium nastąpiły nowe spięcia z kolegami. Dopiero w wieku 26 lat pojechałem pierwszy raz do Polski, odwiedzić rodzinę. Tu poczułem się u siebie i poczułem pragnienie pracy kapłańskiej w tym właśnie kraju. Jeżeli tu nie pozostałem, to tylko dlatego, że wcześniej podjąłem zobowiązanie wyjazdu do Japonii. Pod koniec mego pobytu w Polsce ktoś mi powiedział: „To rzuca się wprost w oczy, że jesteś Polakiem urodzonym we Francji”. To stwierdzenie spowodowało nawrót dawnych problemów, które uważałem już za załatwione. Zacząłem zastanawiać się ponownie: „Czy, ostatecznie, nie jest moim przeznaczeniem, by nie mieć ojczyzny. Wszędzie, gdziekolwiek się znajdę będę obcokrajowcem, pielgrzymem zdążającym ku Bogu, który jest jedyną i prawdziwą Ojczyzną”.

Tu w Japonii moja osobista sytuacja narodowościowa przydała się, zwłaszcza w spotkaniach z Koreańczykami. Wsłuchiwałem się w ich opowiadania o cierpieniach, ciężkiej pracy i dyskryminacji, której byli ofiarami. Łatwiej potrafiłem zrozumieć los młodych Koreańczyków urodzonych już tu w Japonii i uporczywie szukających swej tożsamości narodowej.

Podczas swej pierwszej podróży do Polski Jan Paweł II powiedział: „Jako Polak mam prawo i obowiązek spełniać moje papieskie posługiwanie”. Te słowa dały mi dużo do myślenia i dodały odwagi. Dotyczyły one bowiem także mnie, który na skutek nieprzyjemnych docinków, obawiałem się głośno wymówić moje polskie nazwisko. Powiedziałem sobie: „Ty też masz prawo i obowiązek prowadzić życie misjonarza, jako Polak”.

Coś się zmieniło, poczułem dumę, że jestem Polakiem, że należę do narodu, którego wiara jest wkorzeniona w tysiącletnią tradycję chrześcijańską. To ona właśnie dała światu w roku 1979 pierwszego polskiego Papieża. W czasie swej podróży Jan Paweł II akcentował bardzo silnie w swych przemówieniach godność człowieka, której nie można zrozumieć bez Chrystusa. Papieskie przesłanie zadźwięczało mocno w sercach Polaków i stało się ich najgłębszym przekonaniem w wysiłkach o godność człowieka.

Wychowany w rodzinie bardzo religijnej, wcześnie poczułem pragnienie zostania księdzem. Często słyszałem od polskich emigrantów z okresu międzywojennego krytyczne zdania o księżach w Polsce. Miałem jednak szczęście spotkać na mojej drodze życiowej księży, których braterski styl życia bardzo mnie pociągał. Nigdy nie zapomnę słów naszej sąsiadki Polki: „Oto, zostałeś księdzem. Nie myśl jednak, że doszedłeś do celu. Nie zapominaj o swoich rodzicach. Nie zapominaj też o nas. Jeżeli o nas zapomnisz, będzie to znaczyło, żeś nas zdradził”.

Edward BRZOSTOWSKI

Ks. Edward Brzostowski. Urodził się w 1932 roku we Francji. W 1962 roku obronił doktorat na rzymskim Gregorianum. W roku 1970 uzyskał tytuł Bachelor of Arts at japanese Literature na Uniwersytecie Keio w Japonii. Jest misjonarzem w Japonii i tłumaczem. W 1982 roku ukazała się w języku francuskim książka, która dwa lata wcześniej została napisana po japońsku. Nosi ona tytuł: Prier: un nouveau défi japonais. Jej autor, ksiądz Edward Brzostowski, jest członkiem Zgromadzenia Prado. Na wstępie swych rozważań, snutych na kanwie Modlitwy Pańskiej, opisuje koleje swej życiowej drogi, której początek tkwi w polskim pochodzeniu.

Recogito / Archiwum pamięci, grudzień 2002