Przepis na fraszki? Trzy czwarte myśli, ćwierć igraszki (Lech M. Jakób). Poznajemy ludzi przez lata podczas rozmów, spotkań, wspólnych działań i projektów, w trakcie naszej ofiarnej dla nich pracy. Wydawałoby się, że na tyle dobrze się już znamy, iż w trudnych sprawach i niejasnych okolicznościach możemy na siebie liczyć, ważne problemy objaśnić. Jednak nigdy niczego nie można być pewnym i zawsze trzeba być gotowym na niespodzianki. Po publikacji tekstu malarza Witolda Urbanowicza Tren 1 (jak już wiem, była to w zamiarze żartobliwa kartka skierowana do jego przyjaciółki, mojej imienniczki, z którą pallotyn współpracuje twórczo) zaczęły przychodzić do mnie maile i odzywać się telefony z zapytaniem, czy to ja jestem adresatką, tą Teresą, co ma „dupy nie zawracać”. Nie jestem nią. Z tekstami literackimi, choćby były satyryczne, tak właśnie bywa, że gdy zabraknie szerszego kontekstu wypowiedzi i nie sposób odczytać adresata, a treść „przygany” zwrócona jest z imienia, które nosi wielu ludzi, dochodzi do nieporozumienia. Tak się stało w tym przypadku.
Redakcja „Recogito” zachęca do dialogu „otwartego na wszystkie prądy”. Niech ta myśl ks. Józefa Sadzika przyświeca nam w każdej godzinie, byśmy nie trzymali się jedynie swojej racji, a uznawali też inne spojrzenie, bo recogito znaczy też, by przypominać o czymś, co istotne. Milczenie bywa zwodniczą odpowiedzią, zatem zamieściłam cykl Lirycznie i satyrycznie, który został szeroko skomentowany przez czytelników i warto przywołać kilka różnych wypowiedzi, „żeby nie powstawały blizny, lecz ślady”, jak to celnie określił pallotyn Stanisław Stawicki w eseju okraszonym serdecznym uśmiechem – jego wpisy niosą nadzieję na zrozumienie, czym jest właściwa miara słów: „Blizna to cierpienie i złe emocje, których chcemy pozbyć się jak najszybciej. Ślady zaś naznaczają nas w sposób niezatarty. Zapisują w naszej pamięci wspomnienia, po które chętnie sięgamy”.
O zwrocie „zawracanie dupy” powiedzieć niestosowne, to mało – tym bardziej w stosunku do kobiety – powiedział bez zwłoki poeta i satyryk Lech M. Jakób, a poetka, która nie ujawnia nazwiska, zauważa: To trafna reakcja wierszem Lotne słowa na tekst Tren 1 w obronie poczucia smaku, wszak parafraza z trenu Kochanowskiego powinna nieść głębszą refleksję. Chodzi też o maniery – dodaje marianin, poeta. Szkoda tylko, że w powszechnym zwyczaju jest raczej gadanie, krytykowanie, a gdy trzeba jasno we własnym imieniu wypowiedzieć się publicznie w obronie wartości, pustoszeje przestrzeń.
W niedawno wydanym zbiorze aforyzmów Błahostki (BRYK-ART, 2021) Lecha M. Jakóba znajdujemy wiele refleksji o relacjach społecznych, sensie trwania i tworzenia:
Obsesyjnie jeden temat go gnębił:
dlaczego sięgnąwszy dna, nie doświadczył głębi?
Głębia i dno
Zeszyt żywota ma własność paskudną:
nie sposób przeżyć, pisząc wciąż na brudno.
Dziwny zeszyt
Miejsce poety jest wszędzie, wcale nie musi to być forum festiwalowe czy telewizyjne studio w stolicy. Poezja dociera tam, gdzie są wciąż nieodkryte obszary doznań, a przecież i tak nigdy nie będzie w stanie wypowiedzieć do końca ludzkich spraw. Przykładem konsekwentnej wiary w posłannictwo literatury peryferyjnej jest autorska i redaktorska działalność Lecha Marka Jakóba, który od lat prowadzi w Kołobrzegu popularny portal internetowy www.latarnia-morska.eu, gdzie omawia aktualną zawartość czasopism literackich, a również książki wydane w niszowych oficynach. Jest znany jako autor „jęzostrzępów” zamieszczonych w Poradniku złych manier (2007) i kilku powieści dla dorosłych i młodzieży. Pamiętam wersy z jego pierwszych wierszy – w Cielesności zapisał wprost swoje credo, ujawniając prześmiewcze podejście do świata i języka: „oto stoję przed wami/ nagi od słów/ osłupiały// na szczycie/ taki dowcip biologii – mózg”. Pod pomorską latarnią można ciekawe teksty wyłowić w sieci. Znam się z Lechem od wspólnego udziału w konkursie na maszynopis tomiku, było to w 1977 roku i wtedy główna nagroda (ex aequo z autorem-seniorem Stanisławem Misakowskim) przypadła moim wierszom o miasteczku przesiedleńców, o niemożliwym powrocie do utraconego domu rodziców na Kresach.
Różne jest nasze pojęcie obecności pisarza w rodzinie, w języku i we współczesnej rzeczywistości, wobec prawdy historii. Doceniam zapał i kreatywność, z jaką kołobrzeski poeta konstruuje swój literacki autoportret kreślony eksperymentalną wizją prozy w guście Henryka Berezy (Ciemna materia, 2013), wykreowany samotniczym losem artysty oddanego pisarstwu, zaplątanego w trudne związki z kobietami, szukającego oryginalnego, ciemnego „ja”. Jego pasją jest łowienie ryb i przyglądanie się życiu wodnych stworzeń, o czym napisał książki, ma także ulubiony sposób wypoczywania, pływa wypożyczonym jachtem po jeziorach Pomorza i tam kiedyś podjął naszą rodzinę kawą pod żaglem. Gdy spotykaliśmy się nad morzem w Kołobrzegu, lubiłam patrzeć, jak idzie plażą w za dużych sandałach z wysoko uniesioną głową.
Teresa TOMSIA
Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka tekstów pieśni i piosenek. Urodziła się w 1951 roku w Wołowie na Dolnym Śląsku, od 1981 roku na stałe związana z Poznaniem. Publikowała w pismach literackich „Tygiel Kultury”, „Topos”, „Recogito” i in. W tłumaczeniu na j. niemiecki i francuski ukazał się wybór jej wierszy Schöner – Piękniejsze – C’est plus beau (2000). Ostatnio wydała tomik Kobieta w kaplicy (2016) i szkice literackie Niedosyt poznawania (2018). W kwartalniku Uniwersytetu Rzeszowskiego „Fraza” publikuje szkice w cyklu W pamięci, w odbiciu. Pochodzi z rodziny o kresowym rodowodzie.
Recogito, rok XXII, lipiec 2021